Przejdź do głównej zawartości

Sobotni poranek i złość wielka.

Ok, to mój pierwszy post noworoczny. Miał on wyglądać zupełnie inaczej i być w duchu bardzo refleksyjnym, jednak z uwagi na wydarzenia będzie wyglądać on inaczej. Ciężko jest mi rozpocząć go, ponieważ wciąż jestem pod wpływem bardzo silnych emocji, jakich dostarczyli mi ( i nie tylko mi ) nowi sąsiedzi. Otóż mieszkanie nade mną ma wyjątkowego pecha. Co i rusz wprowadzają się tu lokatorzy. Co jedni, to bardziej kłopotliwi. Pierwsze dwa ( po przeprowadzce do tego mieszkania ) lata musiałem się użerać z fanatykiem głośnej muzyki. Gościu był, co tu dużo mówić...upierdliwy. Potrafił puszczać muzykę o dowolnych godzinach. Na szczęście wyprowadził się, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie wiedziałem jednak, że może być gorzej. Rok czasu mieszkanie było puste, a w sierpniu wprowadzili się nowi  lokatorzy. Jakaś para. Początkowo nic nie zapowiadało problemów. No i się zaczęło. Mogę określić to następująco - patologia. Banda meneli schodzących się z całej okolicy, imprezki, wrzaski do białego rana i turlające się butelki po podłodze. Smród tanich papierosów na klatce schodowej i smaczki typu: a to ktoś zwymiotował na klatkę schodową, lub też, jakby to elegancko ująć...no przycisnęło za potrzebą kogoś pilnie i ten ktoś nie zdążył. No, zdarza się. Jednakże cywilizowani ludzie nie wypróżniają się na klatce schodowej. W ciągu ostatnich miesięcy policja interweniowała kilkakrotnie, ale lokatorzy nic sobie z tego nie robili. Potrzeba wreszcie było aby o mały włos doszłoby do tragedii. A wyobraźcie sobie, taka sytuacja. Śpię sobie spokojnie, aż tu budzi mnie walenie w drzwi na klatce schodowej i krzyki sąsiada. Zerwałem się przerażony na równe nogi i od razu zaświtała mi myśl "aha, znowu tamci coś narozrabiali". Z początku myślałem, że zapewne znów zrobili jakąś imprezkę. Sytuacja okazała się jednak poważna. Będąc w stanie pełnej niepoczytalności umysłowej ( była godzina 5.30 ) wyczołgałem się ze swego łoża. Wyglądam przez wizjer, a tu kilku sąsiadów biega w piżamach, klatka spowita siwym dymem, okno otwarte na półpiętrze, słychać kaszel i strzępki zdań: "może się udusił, dlatego nie otwiera", "coś się pali i to ostro", "gdzie ta straż pożarna?", "panie, to butla gazowa, jak pierdolnie to...". Zamarłem z wrażenia z ręką na klamce. Kusiło mnie aby wyjść i zapytać co się dzieje, jednakże uznałem, że nie warto. Po chwili usłyszałem syrenę straży pożarnej. Biegnę do okna - o cholera faktycznie, jadą do nas. Ale jaja. Po chwili widziałem ekipę straży pożarnej wbiegającej po schodach z całym osprzętem. Gdy zaczęli rozwijać wąż, pomyślałem sobie: "Jezusie, Maryjo, Józefie święty...zaleją mnie!!!". Pojawił się też właściciel mieszkania. Po chwili sytuacja została opanowana. Właściciel wpadł i zrugał ostro lokatora, któremu wynajmował mieszkanie: "człowieku, co ty wyprawiasz? całe ściany czarne!!!". Przybyła też na miejsce policja i w końcu okazało się, co było przyczyną niedoszłej tragedii. Otóż sympatyczny sąsiad był pijany i postanowił sobie coś ugotować, lub odgrzać. Postawił garnek na kuchenkę i przysnął. Efektem tego było niezłe pandemonium, powiem tak, cała dzielnica została postawiona na nogi. Oczywiście po tej całej akcji zasnąć nie mogłem. Pijąc rano kawę pomyślałem sobie, że mogło dojść do tragedii, a wyobraźnia zaczęła mi podpowiadać rozmaite scenariusze. Gdyby nie interwencja przytomnego sąsiada spod 20 z pewnością doszłoby do pożaru, lub do wybuchu butli gazowej...brrrrrrrr, ciarki mam na samą myśl. Skutki tego mogły być opłakane. Oczywiście w pracy był sądny dzień, oczywiste było, że po tak burzliwym poranku nie mogłem zebrać myśli. Nawet 4 kawy nie postawiły mnie na nogi, ledwo chodziłem. Odwiedziła mnie sąsiadka i koleżanka z klatki Monia ( ta sama Monia, która miała Nię Western Fun, moja kumpela z dzieciństwa ) i doniosła mi parę faktów. Właściciel mieszkania postanowił pozbyć się kłopotliwych wynajmujących i wymówił im mieszkanie. Ponadto obciążył kosztami remontu mieszkania. Hurrra!!! Nareszcie będzie spokój. Tego samego dnia postanowiłem sobie ulżyć i zasiadłem do komputera. Odpaliłem Allegro i wyszukałem lalkę, którą chciałem sobie kupić i na którą zbierałem fundusze.Co prawda na mojej wishliście znajdywały się inne łupy, ale ta pojawiła się nagle i skusiła mnie. Była to Barbie Frills & Fantasy, błękitna odmiana Barbie Garden Party. Cena była przystępna, a poza tym lala była przepiękna. Więc czemu sobie takowej nie sprawić? Klikam zakładkę...i co?! No, do jasnej cholery!!! Spóźniłem się! Ktoś okazał się szybszy i sprzątnął mi lalkę sprzed nosa!!! W zasadzie zdarzyło mi się to po raz pierwszy, ale wściekłem się nieziemsko. No, szlag by to trafił. Miotając pod nosem stek najobrzydliwszych wyrazów wulgarnych na litery "ch", "p" i "k" uświadomiłem sobie, że jak pech to pech. No, nic...bywa i tak. Życie. A oto zdjęcia lalki bezwstydnie skradzione przeze mnie z sieci. A co!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mroczna strona Barbie.

Dzisiejszy post będzie nie lalkowy, lecz o Barbie jak najbardziej. Jak wiemy Barbie to lalka, która miała mnóstwo wcieleń. Przez lata wykonywała różne zawody. Była lekarką, weterynarzem, opiekunką dzieci, tancerką, baletnicą, gwiazdą filmową, gwiazdą pop, paleontologiem, reżyserką filmową, modelką, ba nawet astronautką, marynarzem, pilotem, stewardessą...aż dziw, że twórcy Mattela nie wpadli na kontrowersyjny pomysł by uczynić z Barbie prostytutkę czy gwiazdę porno ( choć podejrzewam, takie lalki istnieją aczkolwiek jako rarytas dla kolekcjonerów ). A co by było gdyby Barbie została...seryjnym mordercą? Na ten kontrowersyjny temat wpadła fotografka Mariel Clayton, która zmajstrowała odważną sesję zdjęciową, na której Barbie prezentuje inną stronę niż tą którą znamy. A jej efekty? Oto część zdjęć, które znalazłem w sieci. Przyznajcie - jest ostro jak cholera. Trzeba przyznać, nieźle to sobie pani Clayton wymyśliła.

Odbiło mi...

Czas pędzi jak oszalały, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że minęła rocznica mego bloga! Imprezy z tego tytułu nie było. Ale, muszę się pochwalić, że moja kolekcja ostatnio się rozrosła, o kolejne dwie zdobycze. Pewnego dnia po prostu mi odbiło i zamówiłem sobie 2 lalki. Potem, kiedy euforia minęła siedziałem i prawie waliłem łbem w blat biurka. Przypomniało mi się pewne powiedzenie - "głupich pieniądze się nie trzymają". Ale jak hobby to hobby, trzeba je kontynuować, bo skoro powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć "b". I tak dalej aż do "z". Rok temu nie przypuszczałem, że wpadnę w to całe lalkowanie. Wkręciło mi się. Połknąłem bakcyla. A wystarczyło kupić tylko jedną lalkę. Czy żałuję? Otóż nie! Moje nowe hobby daje mi tyle radości i szczęścia, że wcale nie mam zamiaru z tego rezygnować. Aczkolwiek zaczynam odczuwać, że moja pasja nieco robi się  kłopotliwa. Z racji tego, że dysponuję bardzo małym, ciasnym mieszkankiem (24,5 metra ...

Przedświątecznie...

Ho, ho, ho...Merry Christmas! Święta jak co roku, a okres adwentu to dla wielu z nas radosna, pełna napięcia chwila oczekiwania. Jednak z roku na rok zauważam, iż ten przedświąteczny szał już tak nie cieszy. Może to kwestia wieku, bo za dzieciaka inaczej się na to patrzyło. Od końca listopada jesteśmy nieustannie bombardowani reklamami w telewizji i w radiu. Kup tablet na gwiazdkę, smartfon czy inne wypasione mega urządzenie, bez którego nowoczesny świat obyć się nie może. Weź kredyt, zapożycz się po uszy, bo oczywiście święta muszą być na wypasie. A jakże. Mega wkurwiające są, za przeproszeniem te wszystkie kolorowe, bajeczne reklamy, pokazujące strojne choinki i tych szczerzących kretyńsko ząbki ( niczym Barbie ) pięknych ludzi w kolorowych sweterkach, udających jacy to są szczęśliwi, bo święta, bo prezenty i takie tam. Rzygać się chce za przeproszeniem, bo to jest tak sztuczne i nienaturalne, że  aż mdli. Dziś niestety święta są skomercjonalizowane, liczą się światełka, preze...