Należałoby zawołać triumfalnie i ogłosić swój powrót na bloga, po prawie 3 miesięcznej przerwie. Tak się składa, że od ostatniego mego wpisu o nieudanym zakupie wymarzonej lalki i ekscesów z sąsiadami, którzy o mały włos nie puścili z dymem mieszkania, zaprzestałem swej kolekcjonerskiej działalności. A to z powodów całkiem prozaicznych, wiadomo jakich. Szkoda kasy na zakup lalki, ostatecznie są inne wydatki. Wpadłem znów w szał kupowania ubrań, no bo wiadomo wiosna już jest i garderobę trzeba odświeżyć. Lalki oczywiście kusiły, kusiły, lecz ja jakoś byłem odporny na ich kobiece sztuczki. No, i stało się! Znów mnie dopadła mania kolekcjonerska. Choć przegapiłem zupełnie celowo po raz drugi szansę skolekcjonowania kolejnej lalki z serii And The Rockers, jakoś nie rozpaczałem z tego powodu. I któregoś dnia zerknąłem na oferty mego ulubionego sprzedającego...no i ujrzałem ją i znów poczułem to dziwne uczucie. Radość, szok a jednocześnie i rozpacz. Radość z powodu ukazania się lalki, na którą polowałem, czyli ostatnią z serii And The Beat. Czyli Barbie. Mając już pozostałe lalki z tej serii Christie i Midge do kompletu brakowało mi jedynie Barbie. A więc przynajmniej jedną serię miałbym w całości skompletowaną. Jednakże cena lalki...niestety tutaj już radość minęła. Cena kupna mnie nieco zniechęciła. Standardowo w mej głowie pojawiło się " o k*rwa, czemu tak drogo? ". I jak zwykle przeżyłem istne męki i rozterki.
Kupić, nie kupić - oto jest pytanie. Któż z łaski swojej odpowie mi na nie?
Niewiele myśląc dokonałem szybkiego podsumowania swego budżetu...aha na prąd będzie, na inne opłaty też, jeszcze do końca miesiąca coś się dorobi, a jak nie to będzie makaron do przyszłego miesiąca. A co tam. Niech się wali niech się pali. Choćby skały srały i pękały - muszę ją mieć! Ostatecznie to mój pierwszy zakup w tym roku, kto wie czy nie ostatni? A licho wie kiedy nadarzy się podobna okazja. Z drżącym sercem i rękoma i obłędnie wpatrzony w monitor laptopa dokonałem transakcji. Klik, klik...oooo jakie to proste. A jakie przyjemne. O wiele przyjemniejsze niż płacenie rachunków. Bez dwóch zdań. Oczywiście, mój sprzedający mnie nie zawiódł - jak zawsze otrzymałem miłego maila, a paczka dotarła błyskawicznie. Różowe pudełko, skrywało wspaniała zawartość, którą widziałem już przez szybkę. Co prawda nieźle ono oberwało bo jest w sfatygowanym stanie, ale czy lalki zbiera się dla pudełek? Otóż nie! I znów poczułem tę radosną ekscytację. Tym większą, że nareszcie udało mi się skompletować całą serię lalek. Niechby i jedyna, ale oby tak dalej!
O Lalce:
Barbie And the Beat, podobnie jak jej koleżanki z bandu wyprodukowano w Chinach w 1989. Jej ciało posiada standardowo ugięte w łokciach ręce, a obdarzona jest headmoldem Superstar z 1976 roku.
To 6 blond superstarka w mojej kolekcji. Cóż na to poradzić, sentyment z dzieciństwa do blond superstarów jest nadal. Aczkolwiek każda z tych lalek jest inna. Barbie And The Beat zachwyca mnie finezyjnym makijażem oczu. Oko jest podkreślone intensywną zielenią, a górna powieka delikatnie muśnięta pastelowym różem. Oczy są niebieskozielone, co czyni tę lalkę wyjątkową. Rzadko kiedy trafiają się zielonookie Superstary, więc uznać można tę lalkę za kolejną perełkę w kolekcji. Do tego ciemnobrązowe, prawie czarne brwi z charakterystyczną dla lalek z serii And The Beat przerwą, i jest wprost cacy. Charakterystyczny uśmiech Barbie mnie zachwyca. Śnieżnobiałe zęby w oprawie różowych ust, cudeńko. Fryzura Barbie jest utrzymana w stylu dla poprzednich lalek z serii. Jest stercząca zawadiacko grzywka zaczesana na boczek i ułożona w tzw. "pazurki" ( ach te lata 80-te )., oraz burza platynowych miękkich lekkich loków. Górna część włosów jest spięta do góry i ułożona na prawy bok za pomocą spinki w kształcie kapelusza.
Garderoba tej Baśki utrzymana jest, a jakże w kolorze cukierkowego różu. Wszelkie dodatki, jak kolczyki, pierścionek, buty, skarpetki oraz spinka są różowe. Cukierkowy róż jest kwintesencją Barbary Milicent Roberts, nie bez powodu mówi się, że coś jest różowe "jak u Barbie". Jednakże róż u tej Baśki jakoś nie drażni mych oczu. Dziwne.
Ubranie oczywiście składa się z kilku warstw i stylem nawiązuje do ubrań Midge i Christie. Różowa nakrapiana kurtka, imitująca jeans przypomina krojem kurtkę rudowłosej koleżanki z serii Midge. Zaś rozkloszowana spódniczka, oraz tiulowa różowa halka do złudzenia przypominają krojem te, która nosi czarnoskóra Christie. Czyżby twórcy Mattela poszli na łatwiznę? Kurtka i spódniczka ozdobione są białymi kamieniami szlachetnymi ( przyjmijmy, że to diamenty, nie nędzne plastikowe atrapy, a co! ). Zaś pod spodem, kryje się drugi strój, który Barbie może także nosić. Różowa minispódniczka jest uszyta nieco asymetrycznie, choć pierwsze moje wrażenie było, że ktoś nieco ją sknocił przy szyciu. Ale nie, efekt jest jak najbardziej zamierzony. Jednakże na zdjęciu promocyjnym spódniczka wygląda o niebo lepiej. Także różowy top na ramiączkach robi miłe wrażenie. Do tego, utrzymane w kolorystyce skarpetki, które wraz ze szpilkami przypominają kozaczki. W pudełku znalazłem kilka gadżetów: seledynową szczotkę do włosów, gitarę ( no, nie, co oni z tymi gitarami? ), oraz kasetę. Tak się składa, że dzięki uprzejmości You Tube udało mi się przesłuchać wszystkie piosenki z tejże kasety, typowe skoczne piosenki utrzymane w klimatach disco z lat 80-tych. Stylistycznie brzmi jak coś pomiędzy Paulą Abdul a Madonną. Całkiem miłe, jeśli ktoś gustuje w takich klimatach.
Kończąc ten post muszę uznać, że to najdłużej powstający z moich postów. Choć data jest z końca marca ja jednak publikuję go o wiele, wiele później. Problem dotyczy zdjęć. Nie mogę przesyłać telefonem zdjęć za pośrednictwem kabla USB do mego "komputra", ponieważ nie wiedząc dlaczego urządzenie nie działa. Natomiast mój aparat, którym ewentualnie mógłbym zrobić zdjęcia i je przesłać na komputer, robi zdjęcia w tak fatalnej jakości, że lepsze by były nawet zrobione kalkulatorem. Zatem muszę kombinować w inny sposób. Ech, ta technologia. Trochę techniki i pan Adam się gubi. Nigdy nie miałem ręki do tych nowomodnych wynalazków, szczerze mówiąc.
Kończąc ten wpis pragnę podzielić się wielką radością - minął rok mojego lalkowego zbieractwa i choć to hobby kosztowne, to jednak mam jak dotąd 11 lalek, może to kiepski wynik, ale mnie cieszy. A co najważniejsze - udało mi się zebrać przynajmniej jedną całą serię lalek. Zawsze to jakiś wynik. Grunt, że cieszy. Zawsze to coś.
Zdejmując halkę wpadłem na pomysł i udało mi się stworzyć ciekawą stylizację wieczorną.
O Lalce:
Barbie And the Beat, podobnie jak jej koleżanki z bandu wyprodukowano w Chinach w 1989. Jej ciało posiada standardowo ugięte w łokciach ręce, a obdarzona jest headmoldem Superstar z 1976 roku.
To 6 blond superstarka w mojej kolekcji. Cóż na to poradzić, sentyment z dzieciństwa do blond superstarów jest nadal. Aczkolwiek każda z tych lalek jest inna. Barbie And The Beat zachwyca mnie finezyjnym makijażem oczu. Oko jest podkreślone intensywną zielenią, a górna powieka delikatnie muśnięta pastelowym różem. Oczy są niebieskozielone, co czyni tę lalkę wyjątkową. Rzadko kiedy trafiają się zielonookie Superstary, więc uznać można tę lalkę za kolejną perełkę w kolekcji. Do tego ciemnobrązowe, prawie czarne brwi z charakterystyczną dla lalek z serii And The Beat przerwą, i jest wprost cacy. Charakterystyczny uśmiech Barbie mnie zachwyca. Śnieżnobiałe zęby w oprawie różowych ust, cudeńko. Fryzura Barbie jest utrzymana w stylu dla poprzednich lalek z serii. Jest stercząca zawadiacko grzywka zaczesana na boczek i ułożona w tzw. "pazurki" ( ach te lata 80-te )., oraz burza platynowych miękkich lekkich loków. Górna część włosów jest spięta do góry i ułożona na prawy bok za pomocą spinki w kształcie kapelusza.
Garderoba tej Baśki utrzymana jest, a jakże w kolorze cukierkowego różu. Wszelkie dodatki, jak kolczyki, pierścionek, buty, skarpetki oraz spinka są różowe. Cukierkowy róż jest kwintesencją Barbary Milicent Roberts, nie bez powodu mówi się, że coś jest różowe "jak u Barbie". Jednakże róż u tej Baśki jakoś nie drażni mych oczu. Dziwne.
Ubranie oczywiście składa się z kilku warstw i stylem nawiązuje do ubrań Midge i Christie. Różowa nakrapiana kurtka, imitująca jeans przypomina krojem kurtkę rudowłosej koleżanki z serii Midge. Zaś rozkloszowana spódniczka, oraz tiulowa różowa halka do złudzenia przypominają krojem te, która nosi czarnoskóra Christie. Czyżby twórcy Mattela poszli na łatwiznę? Kurtka i spódniczka ozdobione są białymi kamieniami szlachetnymi ( przyjmijmy, że to diamenty, nie nędzne plastikowe atrapy, a co! ). Zaś pod spodem, kryje się drugi strój, który Barbie może także nosić. Różowa minispódniczka jest uszyta nieco asymetrycznie, choć pierwsze moje wrażenie było, że ktoś nieco ją sknocił przy szyciu. Ale nie, efekt jest jak najbardziej zamierzony. Jednakże na zdjęciu promocyjnym spódniczka wygląda o niebo lepiej. Także różowy top na ramiączkach robi miłe wrażenie. Do tego, utrzymane w kolorystyce skarpetki, które wraz ze szpilkami przypominają kozaczki. W pudełku znalazłem kilka gadżetów: seledynową szczotkę do włosów, gitarę ( no, nie, co oni z tymi gitarami? ), oraz kasetę. Tak się składa, że dzięki uprzejmości You Tube udało mi się przesłuchać wszystkie piosenki z tejże kasety, typowe skoczne piosenki utrzymane w klimatach disco z lat 80-tych. Stylistycznie brzmi jak coś pomiędzy Paulą Abdul a Madonną. Całkiem miłe, jeśli ktoś gustuje w takich klimatach.
Kończąc ten post muszę uznać, że to najdłużej powstający z moich postów. Choć data jest z końca marca ja jednak publikuję go o wiele, wiele później. Problem dotyczy zdjęć. Nie mogę przesyłać telefonem zdjęć za pośrednictwem kabla USB do mego "komputra", ponieważ nie wiedząc dlaczego urządzenie nie działa. Natomiast mój aparat, którym ewentualnie mógłbym zrobić zdjęcia i je przesłać na komputer, robi zdjęcia w tak fatalnej jakości, że lepsze by były nawet zrobione kalkulatorem. Zatem muszę kombinować w inny sposób. Ech, ta technologia. Trochę techniki i pan Adam się gubi. Nigdy nie miałem ręki do tych nowomodnych wynalazków, szczerze mówiąc.
Kończąc ten wpis pragnę podzielić się wielką radością - minął rok mojego lalkowego zbieractwa i choć to hobby kosztowne, to jednak mam jak dotąd 11 lalek, może to kiepski wynik, ale mnie cieszy. A co najważniejsze - udało mi się zebrać przynajmniej jedną całą serię lalek. Zawsze to jakiś wynik. Grunt, że cieszy. Zawsze to coś.
Zdejmując halkę wpadłem na pomysł i udało mi się stworzyć ciekawą stylizację wieczorną.
Komentarze
Prześlij komentarz