Przejdź do głównej zawartości

Thy Sky's The Limit.

7.30 budzik dzwoni nieubłaganie. Jak co dzień. Czas wstawać. O, nie, jeszcze chwilę. Jedna noga z łóżka, potem druga...i chwiejnym krokiem zmierzam do kuchni, żeby włączyć express do kawy ( wszystko naszykowane z wieczora, kawa nasypana, woda też wlana, no taki po prostu mam zwyczaj ) i myk, z powrotem do wyra, żeby chociaż te 10 minut jeszcze poleżeć. Ach, jak dobrze. Niestety ten stan rzeczy nie może trwać dłużej. Pora wreszcie łaskawie ruszyć ten swój leniwy tyłek i rozpocząć nowy dzień. Znowu to samo. Aby do niedzieli. Tak wyglądają wszystkie moje poranki, jak zresztą każdego, kto zalicza się do grona ludzi pracujących w tym kraju. Jednakże listopadowa aura za oknem bynajmniej nie ułatwia porannego wstawania. Nigdy nie należałem do osób mających wielkie problemy ze wstawaniem, ale poranki, gdy budzę się rześki i pełny energii nie należą do częstych. Dzisiejszy poranek, był nawet bardziej niż przytłaczający. 
Cholera, dlaczego jest tak ciemno? - pomyślałem.
Po odsłonięciu rolet moim oczom ukazał się krajobraz skąpany w gęstej mgle. Uwielbiam mgliste poranki i wieczory, są takie klimatyczne, ale pod warunkiem, że nie trzeba wstawać rano i funkcjonować w pracy przez te 8 godzin. Parę łyków ulubionej kawy z mlekiem i cukrem i czas na resztę zajęć. Poranna toaleta, no bo przecież trzeba się ogarnąć, żeby ludzi nie straszyć. Na łbie orle gniazdo, które niestety trzeba uporządkować.
Ostatnie dni minęły mi na niecierpliwym oczekiwaniu na lalkę, którą zamówiłem sobie parę dni temu. Czekałem pełen napięcia i ekscytacji. Nie wiem dlaczego, ale nie każdy sprzedający pisze mail z wiadomością o stanie przesyłki. Zakup dokonuje się przez Pay U, idzie to szybko. Jednak brak wiadomości ze strony sprzedającego jest według mnie niemiłym zgrzytem. Wypadałoby napisać chociaż jedno zdanie, żeby się człowiek nie musiał niepotrzebnie denerwować. Ale nie wszyscy sprzedający mają taki zwyczaj. Pozostaje więc wtedy czekać.
Tak się składa, że Bogu dzięki moja zdobycz do mnie dotarła, więc nie zostałem wycyckany...ufff. Zapakowana szczelnie w gargantuiczną ilość folii bąbelkowej, otulona kilometrami taśmy klejącej, zupełnie jakby to była mumia egipska. Pani sprzedająca ( ta sama, od której kupiłem lalkę Jazzie ) potrafi pakować paczki tak pieczołowicie, że pogratulować jej pozostaje cierpliwości. Że też się jej chciało z tym pierdzielić.
Ale do rzeczy. Moja najnowsza zdobycz początkowo nie podbiła mego serca, jednak ostatnimi czasy przykuła moją uwagę. Niewiele myśląc, kupiłem. I  wcale nie żałuję swej decyzji. Powodów kupna tej lalki było kilka.
Pierwszy - cena lalki, okazyjna, wręcz promocyjna ośmielam się napisać. Przywykłem już do tego, że aby kupić jakąkolwiek Barbie vintage w stanie NRFB należy się nastawić na wydatek około 200 zł ( czasem i więcej ). Lalka, którą kupiłem początkowo kosztowała 110 zł, ale ostatnimi czasy sprzedająca znacznie upuściła ceny. Ostatecznie lalkę ta nabyłem za śmieszną kwotę 69 zł ( wraz z przesyłką! ). Przyznajcie sami, tanio jak barszcz. Niezły deal. Żeby pozostali sprzedający byli tak łaskawi...
Drugi powód - lalka jest wyjątkowa i unikatowa ( ale o tym później ).
A trzeci...oh, never mind. 

O Lalce:

Barbie Air Force, pochodzi z roku 1993 i wyprodukowano ją w Malezji. Należy ona do serii Barbie tzw. militarnych. To raczej lalka kolekcjonerska, niż do zabawy, no chyba że są dzieciaki, które lubią bawić się w wojsko.
Mimo, iż Baśka dumnie prezentuje wymarły już ród "superstarek"jest inna niż wszystkie Barbie. Nie ma tu miejsca na różowe stroje, fikuśne fryzurki czy wysokie obcasy. Ta Barbie jest pilotem amerykańskiej wojskowej sekcji lotniczej  "Thunderbirds" ( "Grzmiące Ptaki"? Cholera, zawsze jest problem z dosłownym tłumaczeniem ), więc akrobacje i wyczyny w powietrzu to jej chleb powszedni. Co nie oznacza, że nie jest "bjutiful", bo Barbie taka właśnie jest, bez względu na to, jaki zawód wykonuje. Przecież już była lekarką, astronautką, więc dlaczego nie miałaby być w armii?
Odziano ją w czerwony kombinezon lotniczy z emblematem Thunderbirds na piersi. Szykowne szpilki zastąpiły ciężkie wojskowe glany. Na głowie czarna czapka, na szczęście nie przyspawana na trwale do głowy, czego bardzo się obawiałem. Z dodatkowych akcesorii wyposażono Basiulę w okulary przeciwsłoneczne aviatory  ( pasują idealnie do innych stylizacji ), torbę z napisem "BARBIE" i  szczotkę do włosów ( standardowo ). 
Włosy tej Barbie były jednym z powodów dla których ją nabyłem. Zapomnijcie o kaskadzie loków do pasa. Fryzurka lalki jest średniej długości, do brody, coś w rodzaju boba, z podwiniętymi końcówkami. Bardzo mi się to podoba, gdyż uważam, że krótkowłose Barbie to coś w rodzaju białego kruka. I często mnie to zastanawia - dlaczego Mattel nie wypuścił na rynek Barbie z różnymi wariantami fryzur? Krótka fryzurka, byłaby idealnym pomysłem, bo człowiek nie musiałby eksperymentować za dzieciaka z nożyczkami, aby zmienić lalce fryz, co niestety wielokrotnie kończyło się oszpeceniem lalki na zawsze. Ja uważam, że ta fryzura to strzał w 10. Włosy jednak były nieco sztywne, jakby potraktowane czymś w rodzaju kleju. Jednak wystarczyło je odrobinę poczesać i już było cacy.
Buzia Barbie Air Force jest cudna. Jasnobrązowe stanowczo zarysowane brwi i duże błękitne oczy. Powieki delikatnie podkreślono błękitną kreską, a usta umalowano na jasną delikatną czerwień. Z biżuterii Mattel poskąpił kolczyków, wyposażył lalkę w malutki perłowy pierścionek. W sumie też dobrze.
Kiedy nacieszyłem oczy lalką w oryginalnej stylizacji, zrodził mi się w głowie pewien pomysł na jej nowy look i natychmiast go zrealizowałem. Wyciągnąłem wdzianko lalki Shopping Fun, które napawało mnie wstrętem i postanowiłem je wykorzystać. I wiecie co? Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu uznałem, że ten strój doskonale tej lalce pasuje i wygląda w nim świetnie. A teraz zapraszam na sesję zdjęciową.












                                       Te aviatory są po prostu w dechę. 



A tutaj Barbie w swojej nowej stylizacji. Nawet pani pilot musi od czasu do czasu zrzucić swój uniform i przebrać się w inny strój. I choć jak wcześniej wspominałem, oryginalny strój Barbie Shopping Fun gwałcił moje poczucie estetyki, na Barbie Air Force pasuje idealnie.





To zarazem pierwszy i ostatni wpis w tym miesiącu. Czy planuje następne zakupy? Czas pokaże.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mroczna strona Barbie.

Dzisiejszy post będzie nie lalkowy, lecz o Barbie jak najbardziej. Jak wiemy Barbie to lalka, która miała mnóstwo wcieleń. Przez lata wykonywała różne zawody. Była lekarką, weterynarzem, opiekunką dzieci, tancerką, baletnicą, gwiazdą filmową, gwiazdą pop, paleontologiem, reżyserką filmową, modelką, ba nawet astronautką, marynarzem, pilotem, stewardessą...aż dziw, że twórcy Mattela nie wpadli na kontrowersyjny pomysł by uczynić z Barbie prostytutkę czy gwiazdę porno ( choć podejrzewam, takie lalki istnieją aczkolwiek jako rarytas dla kolekcjonerów ). A co by było gdyby Barbie została...seryjnym mordercą? Na ten kontrowersyjny temat wpadła fotografka Mariel Clayton, która zmajstrowała odważną sesję zdjęciową, na której Barbie prezentuje inną stronę niż tą którą znamy. A jej efekty? Oto część zdjęć, które znalazłem w sieci. Przyznajcie - jest ostro jak cholera. Trzeba przyznać, nieźle to sobie pani Clayton wymyśliła.

Odbiło mi...

Czas pędzi jak oszalały, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że minęła rocznica mego bloga! Imprezy z tego tytułu nie było. Ale, muszę się pochwalić, że moja kolekcja ostatnio się rozrosła, o kolejne dwie zdobycze. Pewnego dnia po prostu mi odbiło i zamówiłem sobie 2 lalki. Potem, kiedy euforia minęła siedziałem i prawie waliłem łbem w blat biurka. Przypomniało mi się pewne powiedzenie - "głupich pieniądze się nie trzymają". Ale jak hobby to hobby, trzeba je kontynuować, bo skoro powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć "b". I tak dalej aż do "z". Rok temu nie przypuszczałem, że wpadnę w to całe lalkowanie. Wkręciło mi się. Połknąłem bakcyla. A wystarczyło kupić tylko jedną lalkę. Czy żałuję? Otóż nie! Moje nowe hobby daje mi tyle radości i szczęścia, że wcale nie mam zamiaru z tego rezygnować. Aczkolwiek zaczynam odczuwać, że moja pasja nieco robi się  kłopotliwa. Z racji tego, że dysponuję bardzo małym, ciasnym mieszkankiem (24,5 metra ...

Przedświątecznie...

Ho, ho, ho...Merry Christmas! Święta jak co roku, a okres adwentu to dla wielu z nas radosna, pełna napięcia chwila oczekiwania. Jednak z roku na rok zauważam, iż ten przedświąteczny szał już tak nie cieszy. Może to kwestia wieku, bo za dzieciaka inaczej się na to patrzyło. Od końca listopada jesteśmy nieustannie bombardowani reklamami w telewizji i w radiu. Kup tablet na gwiazdkę, smartfon czy inne wypasione mega urządzenie, bez którego nowoczesny świat obyć się nie może. Weź kredyt, zapożycz się po uszy, bo oczywiście święta muszą być na wypasie. A jakże. Mega wkurwiające są, za przeproszeniem te wszystkie kolorowe, bajeczne reklamy, pokazujące strojne choinki i tych szczerzących kretyńsko ząbki ( niczym Barbie ) pięknych ludzi w kolorowych sweterkach, udających jacy to są szczęśliwi, bo święta, bo prezenty i takie tam. Rzygać się chce za przeproszeniem, bo to jest tak sztuczne i nienaturalne, że  aż mdli. Dziś niestety święta są skomercjonalizowane, liczą się światełka, preze...