Przejdź do głównej zawartości

Jak widzą nas inni, czyli o tolerancji, otwartości i asertywności.

Szczerze mówiąc nie planowałem pisać już więcej w tym miesiącu. Póki co zakupu nowej lalki nie planuję w najbliższym czasie, ale ten blog jest również o tym, co mi w duszy gra. Więc piszę. Nawet jeśli i tak nikt tego nie przeczyta, zwisa mi to. Piszę dla siebie.
W dzisiejszym poście pragnę poruszyć temat tolerancji i otwartości. Co się kryje pod tymi pojęciami? Jak my to rozumiemy? Do napisania tej notatki skłoniło mnie dzisiejszy wydarzenie. Jak to się zaczęło? Ano, jakieś dwa miesiące temu otrzymałem zaproszenie do znajomych na FB od znajomej mojej wieloletniej klientki i fejsowej znajomej Ilony. Z początku odrzuciłem to zaproszenie, gdyż nie mam zwyczaju przyjmować do grona znajomych osób, których nie znam. Pytanie, kto tak w ogóle robi?
Ale Ilona zaapelowała do mnie, zachęciła. Więc, żeby nie wyjść na jakiegoś gbura ( w końcu jestem osobą tolerancyjną i otwartą ), przyjąłem Kasię do znajomych, nawet jej nie znając.
Należę do osób delikatnie mówiąc specyficznych. Żeby mnie polubić, trzeba mnie dobrze poznać. Mam bardzo specyficzne poglądy, podejście do świata, specyficzne zainteresowania, także moje poczucie humoru jest specyficzne. Przyznaję, że często spotykam się z brakiem zrozumienia mej osoby. Śmieszy mnie to, co innych nie śmieszy. Ale taki mój urok. Ten typ tak ma. Na swojej osi czasu często pozwalam sobie na bardzo ironiczne, sarkastyczne wpisy o charakterze prześmiewczym. Staram się jednak unikać tzw. hejtu, gdyż z całego serca tego nie znoszę. Wiele osób, którzy mnie znają traktuje moje wpisy jako dowcip, jednakże okazuje się, że nie wszyscy. Są tacy, którzy biorą to cholernie na serio, ale to już akurat nie mój problem, tylko tej osoby.
I po kilku moich wpisach na różne tematy wywołałem święte oburzenie u Kasi. W Kasi się zagotowało, najwyraźniej, któryś z moich postów wkurwił ją do białości. No, cóż, zdarza się. Wyobraźcie sobie, taka sytuacja. Poranek. Za oknem ponury, deszczowy widok. Piję poranną kawę, sięgam po telefon i z nudów odpalam Fejsa. A tam, co widzę? Trzy wiadomości prywatne od Kasi. Pomyślałem sobie, że zapewne ma jakiś interes do mnie, może chce skorzystać z moich usług przed świętami...zaglądam, czytam i oczom nie wierzę!!!
Koleżanka zaserwowała mi wykład na temat bycia osobą tolerancyjną i otwartą, połączony z analizą mojej osobowości ( jak ja kocham ludzi, którzy nie znając mnie pozwalają sobie na wyciąganie daleko idących wniosków na mój temat ).
A więc standardowo zaczęło się od tekstów typu "osoba, która mi ciebie poleciła mówiła, że jesteś ...." , "ale z tego co ja widzę to ty taki nie jesteś..." a skończyło się na obrzuceniu mnie epitetami typu "bardzo zakompleksiona osoba", "zadufany w sobie", bo koleżanka sobie zbytnio do serca wzięła moje posty. Po pierwsze: dyskryminuję ludzi, bo pozwoliłem sobie na złośliwą uwagę odnośnie Doroty Welman ( bo gruba, a co szczupła? ). I absolutnie Kasia nie mogła zrozumieć, że wkurwia mnie ten babsztyl niesamowicie, bo nie znoszę tych wszystkich wielkich telewizyjnych osobowości, pozujących na intelektualistów. Tu "bon ton pierdon" wielka "yntelektualystka" a zarazem reklamuje czekolady i golonki w Lidlu. Oczywiście post ten opublikowałem w zeszłym miesiącu i po jakichś 20 minutach usunąłem, gdyż uznałem, że chyba nieco mnie poniosło. Jednakże w sercu Kasi pozostała rana.
Po drugie: pozwoliłem sobie na złośliwy wpis o braku higieny u ludzi starszych, którzy chodzą do lekarza. No, jak ja śmiałem coś takiego napisać? Nawet jeśli miałem rację pisząc "że wypadałoby się umyć przed wizytą u lekarza", gdyż "odrobina mydła i wody jeszcze nikomu nie zaszkodziła", niemniej jednak było to wg. Kasi nie na miejscu i z całą pewnością jest to kolejny dowód na przejaw zadufania. Bo przecież to może wynikać z demencji, problemów finansowych, biedy ( pierdolenie o Szopenie ) i że ja też taki mogę być ( ale wcale nie jest powiedziane, że będę, nie uprzedzajmy faktów, bo może nie dożyję do starości, bo pierdolnę wcześniej w kalendarz ).  
Przyznam szczerze, najpierw opadła mi kopara, a po chwili ryknąłem śmiechem, bo naprawdę rozbroiła mnie tym. A już najbardziej rozbawiło mnie to, że pod swoim wykładem Kasia wysłała mi rączkę z kciukiem w górze, pojęcia nie mam jaki był w tym cel. Może chciała sama sobie pogratulować, że zdobyła się na szczerość i otwartość ze swej strony i to o 2.03 w nocy? Pytanie, kto normalny o tej porze siedzi na fejsie i pisze do osób nieznanych tak naprawdę, bawiąc się w psychologa? Normalni ludzie o tej porze już śpią. W każdym bądź razie Kasia dodała, że nie jest to żaden hejt, tylko wskazówka, abym nie oceniał ludzi pochopnie ( a sama właśnie pochopnie mnie oceniła ) i że ona to pisze prywatnie ( no, dzięki ci Kasiu, że nie publicznie, jeszcze tego by brakowało ). 
Oczywiście nie pozostawiłem tego bez odzewu. Grzecznie odpisałem sprostowanie, żeby koleżanka nieco zluzowała i nie brała wszystkiego tak na poważnie. Na koniec poleciłem jej, że skoro tak bardzo ją irytuję co pisze niech na przyszłość olewa, nie czyta ( zawsze można wyłączyć opcję Obserwuj, nie wiem po kiego grzyba w ogóle to jest ), albo po prostu skoro mnie zaprosiła, to może mnie również ze znajomych usunąć. I cisza w eterze. Zero odzewu. Choć w sumie wypadałoby odpisać chociaż "przepraszam, zagalopowałam się", czy coś w tym stylu. Ale nie. Więc nacisnąłem magiczny przycisk USUŃ ZE ZNAJOMYCH. Klik. A paszła w pizdu, won z mego świata, przebrzydła! Zgiń przepadnij, babsztylu!
I tak sobie w pewnym momencie usiadłem i zastanowiłem się nad sobą i nad całym światem.
Co jest do jasnej cholery z tymi ludźmi, że tak strasznie się przejmują jakimiś duperelami, zupełnie jakby ważniejszych problemów i zajęć nie mieli? Dlaczego biorą tak wszystko do siebie i nie potrafią czytac między wierszami? Dlaczego ich myślenie ogranicza się do "białe jest białe, a czarne jest czarne"? Czy to ludzie wkoło mnie są dziwni, czy może ja powinienem wybrać się do specjalisty? Bo, serio, ostatnio coraz częściej mam wrażenie, że ja nie rozumiem tego świata i tych ludzi! I dlaczego ktoś zarzuca mi pochopne ocenianie ludzi, podczas gdy sam dokonuje pochopnej oceny mnie? Dlaczego ktoś oczekuje ode mnie tolerancji i otwartości, podczas gdy sam taki nie jest? 
A przecież mógłbym być tak jak wszyscy pisać pierdoły, że byłem w spa, zrobiłem sobie nową fryzurę, piję pyszną czekoladę w jakiejś tam kawiarni...i okrasić fotorelacją w postaci licznych sweet foci i zacnych samojebek przed lustrem z wykrzywionym ryjem. Wtedy na pewno byłbym "cool" i zapewne byłbym tolerancyjny i otwarty.
Przyznam, że mam różnych znajomych i czasem wyświetla mi się to co zamieszczają i powiem wprost, że dosłownie tracę wiarę w ludzi. Ale nie krytykuję, a własne opinie zachowuję dla siebie.
Czy bycie osobą tolerancyjną i otwartą musi oznaczać brak własnego zdania i ślepe podążaniem za tłumem? Bo jeśli inni kwaczą ty też musisz. Czy bycie tolerancyjnym i otwartym musi oznaczać ważenie słów i dobieranie ich tak by broń Boże nie urazić czyjejś dumy i ambicji? 
Generalnie coraz częściej mam serdecznie wyrąbane co inni o mnie myślą. Lubię siebie takiego jakim jestem i jest mi dobrze. A jeśli ktoś inaczej uważa - nie mój problem.
Z okazji nadchodzących świąt pragnę życzyć wszystkim więcej otwartości i tolerancji, oraz znajomych, którzy są osobami tolerancyjnymi i otwartymi. Niech tolerancja i otwartość zaleje cały świat i zagości w naszych sercach i umysłach.
Czego sobie i innym życzę.
Amen i enter.

PS. na poniższych fotach prezentuję zdjęcie swej kolekcji, lalek które uzbierałem. Nie jest ona kompletna, gdyż chłopcy z Fashionistas odmówili udziału w sesji, tłumacząc się fatalnym nastrojem. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mroczna strona Barbie.

Dzisiejszy post będzie nie lalkowy, lecz o Barbie jak najbardziej. Jak wiemy Barbie to lalka, która miała mnóstwo wcieleń. Przez lata wykonywała różne zawody. Była lekarką, weterynarzem, opiekunką dzieci, tancerką, baletnicą, gwiazdą filmową, gwiazdą pop, paleontologiem, reżyserką filmową, modelką, ba nawet astronautką, marynarzem, pilotem, stewardessą...aż dziw, że twórcy Mattela nie wpadli na kontrowersyjny pomysł by uczynić z Barbie prostytutkę czy gwiazdę porno ( choć podejrzewam, takie lalki istnieją aczkolwiek jako rarytas dla kolekcjonerów ). A co by było gdyby Barbie została...seryjnym mordercą? Na ten kontrowersyjny temat wpadła fotografka Mariel Clayton, która zmajstrowała odważną sesję zdjęciową, na której Barbie prezentuje inną stronę niż tą którą znamy. A jej efekty? Oto część zdjęć, które znalazłem w sieci. Przyznajcie - jest ostro jak cholera. Trzeba przyznać, nieźle to sobie pani Clayton wymyśliła.

Odbiło mi...

Czas pędzi jak oszalały, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że minęła rocznica mego bloga! Imprezy z tego tytułu nie było. Ale, muszę się pochwalić, że moja kolekcja ostatnio się rozrosła, o kolejne dwie zdobycze. Pewnego dnia po prostu mi odbiło i zamówiłem sobie 2 lalki. Potem, kiedy euforia minęła siedziałem i prawie waliłem łbem w blat biurka. Przypomniało mi się pewne powiedzenie - "głupich pieniądze się nie trzymają". Ale jak hobby to hobby, trzeba je kontynuować, bo skoro powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć "b". I tak dalej aż do "z". Rok temu nie przypuszczałem, że wpadnę w to całe lalkowanie. Wkręciło mi się. Połknąłem bakcyla. A wystarczyło kupić tylko jedną lalkę. Czy żałuję? Otóż nie! Moje nowe hobby daje mi tyle radości i szczęścia, że wcale nie mam zamiaru z tego rezygnować. Aczkolwiek zaczynam odczuwać, że moja pasja nieco robi się  kłopotliwa. Z racji tego, że dysponuję bardzo małym, ciasnym mieszkankiem (24,5 metra ...

Przedświątecznie...

Ho, ho, ho...Merry Christmas! Święta jak co roku, a okres adwentu to dla wielu z nas radosna, pełna napięcia chwila oczekiwania. Jednak z roku na rok zauważam, iż ten przedświąteczny szał już tak nie cieszy. Może to kwestia wieku, bo za dzieciaka inaczej się na to patrzyło. Od końca listopada jesteśmy nieustannie bombardowani reklamami w telewizji i w radiu. Kup tablet na gwiazdkę, smartfon czy inne wypasione mega urządzenie, bez którego nowoczesny świat obyć się nie może. Weź kredyt, zapożycz się po uszy, bo oczywiście święta muszą być na wypasie. A jakże. Mega wkurwiające są, za przeproszeniem te wszystkie kolorowe, bajeczne reklamy, pokazujące strojne choinki i tych szczerzących kretyńsko ząbki ( niczym Barbie ) pięknych ludzi w kolorowych sweterkach, udających jacy to są szczęśliwi, bo święta, bo prezenty i takie tam. Rzygać się chce za przeproszeniem, bo to jest tak sztuczne i nienaturalne, że  aż mdli. Dziś niestety święta są skomercjonalizowane, liczą się światełka, preze...