Witam w sierpniowym wpisie. Przyznam szczerze, że za każdym razem, gdy piszę nowy post mam ogromny problem ze wstępem i zakończeniem. Ciężko jest sformułować choćby jedno zdanie. Zwłaszcza teraz, gdy nadeszła fala morderczych upałów. Gdy duchota doskwiera człowiek najnormalniej w świecie wlewa w siebie hektolitry zimnych napojów, a mózg przypomina ścięte białko. Nic wtedy błyskotliwego nie przychodzi do głowy. Najlepiej będzie, gdy od razu przejdę do rzeczy, bez zbędnego przynudzania.
W dzisiejszym poście pragnę przedstawić mój nowy nabytek, lalkę, którą zakupiłem w zeszłym tygodniu. Jest to zupełnie inna, nowa lalka, która z pewnością zapoczątkuje nowy rozdział w mojej kolekcjonerskiej działalności. Przyznam szczerze, że z ogromnym sceptycyzmem spoglądam na nowe wyroby Mattela. Kręcę nosem, wybrzydzam. Zawsze jest coś, co w danej lalce mi nie odpowiada. Szczerze mówiąc, ciężko jest znaleźć lalkę naprawdę odpowiednią w oceanie tandety, jaką Mattel produkuje w ilościach przytłaczających. Ale pewnego dnia, buszując w sieci trafiłem na zdjęcie i znalazłem ją:
I to była miłość od pierwszego wejrzenia. Moje serce kolekcjonerskie zabiło mocniej. Od razu postanowiłem - kupuję ją!
Jeśli chodzi o lalki z serii The Barbie Look już od jakiegoś czasu łypałem przychylnym okiem na niektóre egzemplarze. A Urban Jungle spełniała moje wszelkie kryteria. Zresztą, czy można się oprzeć urokowi takiej lalki? Nic to, że w całości z plastiku, nic to, że buzia Millie a nie Super Star. Lalki z twarzą Millie podobały mi się bardzo, ale jakoś nie mogłem znaleźć tej idealnej. Aż do teraz. Uznawszy, że lalka jest piękna i że w mej kolekcji zdominowanej przez wyroby z przełomu lat 80 i 90 przyda się odmiana...wyszperałem ją wreszcie online i dokonałem zakupu. Udało mi się ją nabyć za przystępną cenę a to też się liczy.
Pierwsze spojrzenie: jak najbardziej pozytywne. Pudełko prezentuje się naprawdę elegancko i ciekawie, a sama lalka równie piękna. Okazało się, że zdjęcie promocyjne nie kłamie. Lalka na żywo jest naprawdę piękna.
Wyjęcie lalki z pudełka okazało się bardzo trudną i mozolną czynnością. Cała operacja trwała około 15 minut. Co ja się namęczyłem! Co ja się nakląłem! Nie dość, że każdą część ciała lalki zakuto w plastikowe okowy, to jeszcze tylną część głowy przyczepiono za pomocą trzech ( !!! ) wyjątkowo odpornych plastikowych żyłek. Pytanie - Mattelu, dlaczego? Dlaczego?! W ruch poszły nożyczki, nożyk do tapet...wreszcie siła moich bicepsów...i poszło. Ale to nie koniec rozrywek. Włosy lalki zostały pieczołowicie przytwierdzone do ściany pudła za pomocą nitek!!! I znowu seria nieporadnych ruchów i wulgaryzmów. Powiem tak, żadna lalka nie sprawiła mi tyle problemów z uwolnieniem z pudełka. A kiedy mi się udało, oddałem się podziwianiu mej nowej zdobyczy.
Zacznijmy od twarzy Barbie. Wyprodukowany w 2013 roku nowy odlew twarzy Millie prezentuje się naprawdę miło dla oka. Czego nie można powiedzieć o ostatnich wydaniach ery Generation Girl, gdzie Barbie zaczęła przypominać emerytowaną gwiazdę porno a nawet artystę drag queen opuszczającego klub dla gejów o 4 rano po wyjątkowo rozrywkowej nocy. Nowa twarz Barbie nabrała subtelnych rysów, dziewczęcego świeżego wyglądu. Błękitne oczy spoglądają przyjaźnie i życzliwie, a szeroki uśmiech zachwyca. Barbie mimo prawie 60 wygląda nadal jak młoda 20-letnia dziewczyna. Nie zapominajmy jednak, że Barbie zawsze jest była i będzie forever young.
Makijaż lalki jest stonowany i dyskretny przez co jej twarz wygląda świeżo i promiennie.
A teraz włosy. Podoba mi się fryzura Barbie. Proste, gładkie włosy w dwóch odcieniach blondu i prosta grzywka dają naprawdę fajny efekt. Włosy są niesamowicie miękkie i gładkie ( pojęcia nie mam z jakiego rodzaju materiału je wykonano, ale sprawiają wrażenie naturalnych ). Jedynie grzywkę potraktowano czymś w rodzaju kleju ale to mi nie przeszkadza. Warto zwrócić uwagę, że tym razem Mattel przyłożył się do wykonania fryzury. Włosy są równo przycięte, a nie powygryzane jakby je jakiś fryzjer amator dopadł. Wielki plus.
Co do stroju lalki muszę przyznać, że bardzo mi się podoba ten miejski look. Czarna skórkowa kurtka, dopasowana spódnica w lamparcie cętki, czarne body wykończone koronką i wysokie nad kostkę botki na obcasie z klamerkami. Z dodatkowych akcesoriów wyposażono Basię w okulary przeciwsłoneczne, mała torebkę, oraz złoty naszyjnik. Fajny, nowoczesny styl, bez odcienia różu, co mnie cieszy.
W pudełku znajdują się jeszcze: kubek kawy, oraz magazyn mody, takie małe pierdółki, które cieszą oko, oraz stojak. Nareszcie lalkę można postawić sobie w dowolnym miejscu, bez obawy, że się przewróci. Basia może pełnić funkcję ozdoby mieszkania i zajęła miejsce na mojej komodzie.
Dużym plusem lalki jest rozbudowana artykulacja ciała. Ręce, nadgarstki i kolana można zginać jak prawdziwe. Lalka może stać, leżeć, siedzieć i przyjmować najróżniejsze pozy. Fajna sprawa, jeśli ktoś lubi bawić się w fotografa.
Ale żeby nie było tak idealnie i cacy jednak się do czegoś przyczepię. Brakuje mi jednak u tej Basi solidnego ciężkiego ciała i gumowych nóg, jakie posiadały poczciwe między innymi Super Stary. Te dawne lalki sprawiały wrażenie solidniejszych. No, cóż...czasy się zmieniają. Kto wie, może Mattell powróci do dawnych metod? Oby.
Kończąc ten wpis stwierdzam, że chętnie przygarnę do swej kolekcji i inne egzemplarze z tej serii. Murzynka w niebieskiej cekinowej sukience aż się prosi o zakup. A także ona:
Prawdopodobnie Hinduska w pięknej błękitnej kreacji. Ona też byłaby idealną ozdobą mojej kolekcji.
A jednak się rozpisałem. A teraz już naprawdę koniec.
Komentarze
Prześlij komentarz