Każdy z nas miewa w życiu takie momenty, kiedy czuje, że ma dosyć absolutnie wszystkiego i wszystkich. Mamy dosyć codziennych obowiązków, pracy, ludzi, wkurza nas zupełnie wszystko. W takich momentach upodabniamy się do tykającej bomby zegarowej, która może rąbnąć w każdej chwili. Byle błahostka potrafi doprowadzić do eksplozji. Jest się wkurzonym nawet dlatego, że jest się wkurzonym. W takich chwilach najchętniej spakowałoby się walizkę, wsiadło do "pociągu byle jakiego" i uciekło gdzieś daleko, daleko, gdzie cywilizacja nie dociera. Wyłączyć telefon, aby broń Boże nikt nie dzwonił i nie nękał. Perspektywa wyjazdu do cichej chałupki gdzieś w lesie nad jeziorem brzmi czarująco. Fantazja podsuwa rozmaite cudowne scenariusze. Zaszyć się gdzieś, zapomnieć o codzienności, o wkurzającej pracy, rachunkach, totalnie zresetować, wyczyścić umysł i duszę z niepotrzebnych myśli i uczuć. Znaleźć harmonię i swoje zen. A ja swojego zen szukam i szukam...i nic. Ni cholery, znaleźć nie mogę.
Los tak sprawił, że wybrałem zawód taki a nie inny. Z jednej strony praca ciekawa, atrakcyjna, dająca szanse rozwoju i kontakt z ludźmi, z drugiej zaś strony niesamowicie męcząca w sensie psychicznym i fizycznym niekiedy też. Praca z ludźmi naraża na wypalenie zawodowe. Mając kontakt z różnymi wieloma ludźmi i rozmaitych charakterach i potrzebach trzeba sobie wypracować jakiś system obronny, żeby przypadkiem nie dostać fioła. Nie zawsze jest miło i fajnie. Czasem zdarza się, że mam do czynienia z tzw. wampirami energetycznymi. Moja głęboko zakorzeniona kultura osobista powstrzymuje mnie od warknięcia "spierdalaj", czy wbicia nożyczek w tętnicę szyjną. W takich momentach wyglądam jak anioł, ale moje myśli są czarne a w duszy kotłuje się smród siarki.
Normalnie pracujący człowiek jest w stanie pozwolić sobie na urlop dwu tygodniowy przynajmniej raz na rok. Teoretycznie, ja jako właściciel własnej firmy ( taaaa, nazwijmy to ) mogę sobie wziąć urlop w każdej chwili. Teoretycznie. Bowiem w praktyce okazuje się to trudne do wykonania. Krótko mówiąc, nie ma się co nad sobą użalać. Trzeba zapierdalać. Nie ma wyjścia.
Normalnie pracujący człowiek jest w stanie pozwolić sobie na urlop dwu tygodniowy przynajmniej raz na rok. Teoretycznie, ja jako właściciel własnej firmy ( taaaa, nazwijmy to ) mogę sobie wziąć urlop w każdej chwili. Teoretycznie. Bowiem w praktyce okazuje się to trudne do wykonania. Krótko mówiąc, nie ma się co nad sobą użalać. Trzeba zapierdalać. Nie ma wyjścia.
Skoro wariant "wsiąść do pociągu byle jakiego" okazuje się niemożliwy, co innego można zrobić, aby częściowo ukoić nerwy? Zamówić nową lalkę.
I tak też zrobiłem. Pewnego środowego wieczoru usiadłem przed komputerem, przejrzałem oferty mego ulubionego sprzedającego i wybrałem sobie kolejną lalkę.
Jak już wspomniałem, od jakiegoś czasu przygarniam wielkookie Skipper.Do mego serca przygarnąłem kolejną wielkooką panienkę. Jest nią Babysitter Skipper.
Młodsza siostra Barbie występuje w roli niani.
Na początek kilka informacji: lalkę wyprodukowano w Malezji w roku 1990.
Nowa Skipcia posiada wesoły, cukierkowy, kolorowy look. Ubrana jest w krótką bluzeczkę z rękawami do łokci, oraz falbaniastą spódniczkę. Oba elementy ubioru są utrzymane w kolorystyce białej, a ozdobione pomarańczowymi grochami. Góra spódniczki posiada wstawkę z materiału w kolorze różowym w mniejsze białe grochy. Ten sam wzór występuje na falbanie przy kołnierzu bluzki. Na nogach Skipper nosi różowe baleriny.
Włosy są bardzo gęste i bujne. Skipper posiada imponującą czuprynę blond loków, gęstą grzywkę, a na czubku głowy kucyk przewiązany różową wstążką. Całość dopełnia wizerunku sympatycznej, kolorowej nastolatki.
Twarz oczywiście jest piękna. Jak każda Skipper 1987 posiada ogromne błękitne oczy oraz rozczulający niewinny uśmiech, który sprawia, że topnieje serce. Powieki pomalowano na błękit, a usta na jasny róż. Jest wprost słodko.
Poniżej mała sesja zdjęciowa.Przyznajcie, jest urocza. Jak to Skipper. A teraz poproszę o entuzjastyczne okrzyki, bo jak nie to kop w dupę i wielkie antybesos!
Miałem opory przed wyjęciem lalki z pudełka, przyznam szczerze. Ale tradycji musiało stać się zadość.
Do lalki dołączono kilka akcesoriów. Standardowo szczotka do włosów...oraz różowy magnetofon. A także, aby umożliwić dzieciom zabawę w opiekunkę do dziecka dodano takie o to urocze bobo.
Nie mam pojęcia jakiej jest płci, ale po różowej kokardce i falbaniastej spódniczce stwierdzam, że jednak dziewczynka.
Dołączono także: kocyk ( oby nie śliski, hehe ), grzechotkę, butelkę do karmienia, zabaweczki, mydełko i jeszcze inne pierdółki. Prezentować jednak ich nie będę, ponieważ nie stanowią one dla mnie przedmiotów godnych uwagi, więc zostawiam je w szczelnie zamkniętym woreczku.
I to by było tyle, jeśli chodzi o moją prezentację. To wszystko. Na razie i do zobaczyska, w kolejnym moim poście.
Włosy są bardzo gęste i bujne. Skipper posiada imponującą czuprynę blond loków, gęstą grzywkę, a na czubku głowy kucyk przewiązany różową wstążką. Całość dopełnia wizerunku sympatycznej, kolorowej nastolatki.
Twarz oczywiście jest piękna. Jak każda Skipper 1987 posiada ogromne błękitne oczy oraz rozczulający niewinny uśmiech, który sprawia, że topnieje serce. Powieki pomalowano na błękit, a usta na jasny róż. Jest wprost słodko.
Poniżej mała sesja zdjęciowa.Przyznajcie, jest urocza. Jak to Skipper. A teraz poproszę o entuzjastyczne okrzyki, bo jak nie to kop w dupę i wielkie antybesos!
Miałem opory przed wyjęciem lalki z pudełka, przyznam szczerze. Ale tradycji musiało stać się zadość.
Do lalki dołączono kilka akcesoriów. Standardowo szczotka do włosów...oraz różowy magnetofon. A także, aby umożliwić dzieciom zabawę w opiekunkę do dziecka dodano takie o to urocze bobo.
Nie mam pojęcia jakiej jest płci, ale po różowej kokardce i falbaniastej spódniczce stwierdzam, że jednak dziewczynka.
Dołączono także: kocyk ( oby nie śliski, hehe ), grzechotkę, butelkę do karmienia, zabaweczki, mydełko i jeszcze inne pierdółki. Prezentować jednak ich nie będę, ponieważ nie stanowią one dla mnie przedmiotów godnych uwagi, więc zostawiam je w szczelnie zamkniętym woreczku.
I to by było tyle, jeśli chodzi o moją prezentację. To wszystko. Na razie i do zobaczyska, w kolejnym moim poście.
Komentarze
Prześlij komentarz