To jak dotąd moja najnowsza przerwa w mojej kolekcjonerskiej działalności. A powodów było mnóstwo i wszystkie najnormalniej w świeci prozaiczne. Brak czasu, brak chęci, brak odpowiednich finansów...życie. Po 9 miesiącach od mojego ostatniego wpisu zjawiam się z kolejnym wpisem i...oczywiście nową zdobyczą.
Jak wspominałem dużo wcześniej ogromną sympatią i sentymentem darzę lalki z przełomu dekady lat 80 i 90, ponieważ one kojarzą mi się z moim dzieciństwem. Z tego też względu przygarniałem do swej kolekcji jedynie Barbie Superstar, tudzież jej liczne koleżanki. Na nowe wyroby Mattela kręciłem nosem. Aczkolwiek parę nowych wyrobów posiadam. Tak na zasadzie, żeby nie było nudno i monotonnie. Od dłuższego czasu jednak pragnąłem zakupić parę egzemplarzy Barbie z modelem twarzy Mackie czy Generation Girl, choć przyznam szczerze, że w oceanie tandety ciężko jest znaleźć naprawdę ładną lalkę.
Dziś poświęcę ten wpis na temat przemyśleń o moldzie Generation Girl, który jak wiemy miał dość dobry początek, jednak finał tragiczny. Wielu kolekcjonerów reaguje niesmakiem na samo hasło Generation Girl. ale dlaczego?
Bądźmy szczerzy...przez prawie 60 lat Barbie miała wiele twarzy i wcieleń, ale żaden nie przeszedł tak tragicznej i niekorzystnej transformacji co Generation Girl. A było tak cudownie...
Kiedy po raz pierwszy Barbie zyskała nowy look było dobrze. Nowa twarz Barbie prezentowała się dziewczęco i ładnie. Jednak po latach Mattel eksperymentując z wizerunkiem Barbie chciał uczynić Barbie coraz piękniejsza i perfekcyjną, stopniowo ją oszpecając. Zaczęło się od coraz bardziej ostrego makijażu, a skończyło na totalnym oszpeceniu. Przez lata świetności moldu Generation Girl twarz Barbie zmieniała się wiele razy i to na niekorzyść. Obserwowaliśmy z przerażeniem jak subtelna dziewczęca twarzyczka zmieniała kształt na coraz bardziej kwadratowy, oczy stawały się coraz bardziej skośne, a usta i głowa puchły do coraz bardziej karykaturalnych rozmiarów. Ostatecznie Barbie zaczęła przypominać gwiazdę porno u schyłku kariery, uzależnioną od licznych operacji plastycznych. Wraz z nadejściem ery "plastików" styl Barbie zmienił się też na tandetny i wyzywający. Ikona lalek porzuciła wyrafinowane kreacje na rzecz wulgarnych, wyzywających strojów, kapiących od nadmiaru brokatu i rażących pstrym różem. Kuse sukieneczki, wysokie obcasy...bardziej przypominały ubiór dla pań spod latarni, aniżeli lalki, która miała zachęcać do zabawy. W latach 2010-11 nastąpiło prawdziwe apogeum oszpecenia Barbie. Mattel wypuścił na rynek masę naprawdę brzydkich i tandetnych lalek, które bardziej nadawały się żeby je wrzucić do rzeki w zastępstwie Marzanny. I z ulgą powitano nowy model twarzy Millie, który pojawił się w 2013 roku. I tak oto skończyła się historia Generation Girl. Choć początki były jak najbardziej obiecujące.
Jak wiemy, przez te wszystkie lata Barbie miała rozmaite wcielenia, które były odzwierciedleniem pewnej epoki i jej estetyki. Dziś co niektórzy śmieją się z estetyki lat 80. Monstrualnych fryzur, krzykliwych makijaży i specyficznych strojów. Niemniej jednak tęsknota za dawnymi starymi czasami, sentyment, sprawiają, że darzymy starsze wydania Barbie przychylnością.
W końcu Barbie przez te wszystkie lata musiała iść z duchem czasu, nic więc dziwnego, że jej wygląd był od tego uzależniony. Kwestia gustu, choć o gustach ponoć dyskutować się nie powinno.
Dzisiejsza bohaterka postu obdarzona jest twarzą Generation Girl, ale z czasów kiedy jeszcze przypominała pełną wdzięku dziewczynę a nie napompowaną botoksem lafiryndę w różowej kiecce. Właśnie ta twarz sprawiła, że podjąłem decyzję zakupu. Uznałem, że jest ładna i podoba mi się. Drugim powodem była cena, bardzo okazyjna, że tak powiem. Więc oto ona:
Barbie Very Valentine wyprodukowana została w 2000 roku w Indonezji i jest to jedna z najmłodszych lalek w mej kolekcji, choć nie najmłodsza.
Prosta, skromna, walentynkowa i bardzo ładna.
Jej ubiór jest prosty. Składa się z czerwonej kurtki ozdobionej srebrnymi guzikami i romantycznej długiej, dopasowanej sukienki o prostym kroju. Jest ona różowa i ozdobiona nadrukiem w postaci licznych serc i serduszek w kolorze czerwieni, jasnego i ciemniejszego różu. Sukienka upstrzona też jest drobinkami brokatu, czego nie widziałem na zdjęciach aukcji. Całkiem miły efekt to tworzy. Bardzo spodobało mi się obuwie. Nareszcie Barbie na swoich stopach nosi inne obuwie niż te charakterystyczne toporne szpilki, którymi Mattel z lubością ją obdarzał przez wiele lat. Buciki są zgrabne, ładne, na wysokim obcasie i koturnie, zapinane zmyślnie nad kostkę. Nieco przypominają buty tancerki go-go, ale mimo wszystko są ładne i pasują do całości stroju Barbie.
Biżuteria jest bardzo delikatna. Pierścionek i kolczyki to czerwone kuleczki, a na szyi Barbie nosi srebrną obróżkę z serduszkiem. W pudełku z lalką nie ma żadnych akcesoriów poza szczotką do włosów, a szkoda, bo chociaż jakaś torebka by się przydała.
Twarz Generation Girl z roku 2000 zachwyca mnie swoim pięknem i naturalnością. Jest delikatna, dziewczęca. Malunek oczu, ich kształt i rozmiar są zbliżone do naturalnych. Oczy podkreślone czarnymi kreskami w asyście licznych rzęs mają kształt bardziej migdałowy, co daje naturalny efekt. Tęczówki oczu utrzymane są w barwie jasnego błękitu, choć w świetle naturalnym wyglądają na jasnoszare. Na powiekach lalka ma delikatny srebrny cień i troszkę brązu. Makijaż jest bardzo naturalny i lekki. Pełniejsze usta o łagodnym uśmiechu pomalowano na ładny malinowy róż. Głowa jest normalnych rozmiarów, nie napompowana jak sagan. Włosy zaś wykonano z innego materiału, niż zwykle ( nie znam nazwy, niestety ) są niesamowicie delikatne, miękkie, lejące. Fryzura lalki jest prosta i skromna. Górna część włosów spięta gładko przy głowie i upięta w kucyk, natomiast dolna część włosów zwisa luźno. Odcień blondu jest naturalny, lekki i stonowany. Sama w sobie lalka jest naprawdę piękna i naprawdę piękna i w niczym nie przypomina plastikowego lachona jakim stała się później. A teraz na zakończenie mała sesja zdjęciowa, w której gościnny udział wzięli Ken Cool School oraz moja orchidea, która po kilku latach wreszcie raczyła pięknie zakwitnąć i kwitnie nadal od grudnia zeszłego roku. A wszystko to na tle czerwonej ściany...jestem dumny, że tak udało mi się to kolorystycznie zgrać. Indżojcie!
Na koniec tego wpisu przyznam, że dawno się tak nie namęczyłem nad jakimkolwiek wpisem na tym blogu. Może to wiosenne rozkojarzenie, albo po prostu brak wprawy przez ostatnie miesiące. W każdym bądź razie postanowiłem bacznie rozglądać się za innymi udanymi egzemplarzami z ery Generation Girl. Mam nadzieję, że takowe znajdę już niebawem.
Komentarze
Prześlij komentarz